Poetom Jestem!

Sztuka Słowa

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie


  • Index
  •  » Inne
  •  » Gdy miłość poklazuję kły.

#1 2010-07-25 00:19:42

 Mayu

Tworzyciel Baśni

Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 8
Punktów :   

Gdy miłość poklazuję kły.

Jest to moje pierwsze opowiadanie więc proszę nie spodziewać się jakichś cudów... Jest w nim pełno błędów ale nie potrafię się zmusić by je poprawić... Specjalizuję się w opowiadaniach yaoi ale nie mogłam ich dodać w zakładce Anime. Mam nadzieję, że jednak wam się spodoba.


Poniedziałek. Jak zawsze pierwszy polski. Jak zawsze nie wiele osób nie dotarło na lekcje- pozostałość po weekendzie. Jak zawsze tego głupka nie ma. Czy to tępe dziecko się w końcu nauczy ze na polskim musi być?
-Artur, dlaczego Marka nie ma?
-Nie wiem. Nie jestem jego matka, opiekunka, rodzina, dziewczyna. Nie potrzebne skreślić.
-Nie musisz być od razu taki niemiły!!
I jak zawsze Ona. Zawsze się mnie pyta dlaczego jej ukochanego nie ma w szkole. Myśli ze nikt nie wie ze go kocha. Głupia baba....
Jednak ten poniedziałek różnił się od innych. Cos miało się stać, czułem to ale nie potrafiłem tego opisać. Na drugie lekcji napisałem do głąba dlaczego go nie ma. Jakoś nie spieszył się z odpowiedzią wiec dąłem spokój. Zresztą co mnie to obchodzi. Jest już pełnoletni wiec sam za siebie może odpowiadać.

Tak minął ten dzien. Kilku nauczyciel chciało spytać Marka z ostatnich lekcji. To mnie zaciekawiło. Zwykle właściwie nie zwracali na niego uwagi a teraz...
Po powrocie do domu zostawiłem mu wiadomość, żeby się odezwał. Zrobiłem lekcje, odpocząłem pograłem na kompie, umyłem się i poszedłem spać. Następnego dnia znowu go nie było. Tym razem uprzedziłem pytanie naszej Zakochanej.
-Oi nie wiesz czemu go znowu nie ma? Jesteś przewodniczącą tego bajzlu wiec..
-Nie wiem i nie obchodzi mnie życie tego osobnika płci męskiej!
Co ja dziś ugryzło? Jest zła ze znowu go nie ma. Zresztą mnie tez to niepokoi.
Mijały di szkolne a Marek się nie pojawiał. W końcu postanowiłem go odwiedzić. Wiedziałem gdzie mieszka. Tyle razy siedzieliśmy u niego zamiast w szkole.
Din-dong!!
-Tak słucham?- Jego matka. Zaraz się wszystkiego dowiem.
-Dzień dobry z tej strony Artur. Jestem kolega Marka z klasy. Zastałem go może?
-Proszę wejdź.
Jego rodzina była bogata. Każdy to wiedział, ale on był inny. Nigdy nie chwalił się tym. Zawsze powtarzał ze sam chce do wszystkiego dojść. Nagle zobaczyłem jego matkę.
-Dzien dob...- nie dokończyłem bo rzuciła mi się na szyje. Usłyszałem ze płacze. -Proszę pani czy cos się stało?
-Jego nie ma. Nie ma go już prawie dwa tygodnie. Nikt go nie widział, nikt nie wie gdzie jest, gdzie może być. Boje się najgorszego.
Nie wiedziałem co zrobić. Zobaczyłem tylko Basie- jego siostrę która dawała mi znaki ze mam odwzajemnić uścisk. Teraz to przestało być śmieszne. Dlaczego nikt nam nic nie powiedział. Dlaczego wychowawczyni milczała? Dlaczego?
Hej dlaczego ja ciągle o nim myślę!! Przecież to mój kolega z klasy, nie?


Miesiąc później....

Minął miesiąc od tajemniczego zaginięcia Marka. Cala klasa tak jakby o nim zapomniała. Nawet ona już nie patrzyła na miejsce gdzie siedział. Pogodziłem się ze strata przyjaciela co nie było łatwe. Fajnie się z nim gadało. A te imprezy...
Znowu przyłapałem się o myśleniu o nim jak o kimś więcej niż koledze. To było niezdrowe. Zanotowałem w pamięci żeby się bardziej kontrolować.
I znowu minął kolejny nudny dzień. szkoły. Odpiąłem rower i pojechałem najkrótsza droga do domu. Jednak przed tylnia brama do szkoły ktoś stal. Poznałem ta sylwetkę w końcu tyle razy ja widziałem. Zsiadłem z roweru, oparłem go o mur, podwinąłem rękaw.
-Ty głupi kretynie! T mendo społeczna! Ty... –wiedziałem ze to on, jednak dalsze obrażanie go nic nie zmieni- Wszyscy się martwili. Ona wychodziła z siebie. Wiesz przecież jak bardzo cię kocha.
-Wiem.- w tym momencie Marek się odwrócił. Był jakiś inny, bardziej blady, jego dość długie włosy teraz sięgały ramion. Jednak wyglądał dobrze.
-Powiesz gdzie cię wywiało? Cala szkoła spisała cię już na straty. Wiesz ze niedługo mieli cię uznać za zmarłego.
-Nie wiele by się pomylili.
-Stary jaja se robisz? Przecież widzę ze masz się całkiem nieźle.
-A co powiesz na to.
O dziwo uśmiechnął się. Ale jego żeby
-Czy to są kły?- zapytałem udając brak zdziwienia.-Teraz możesz je już ściągnąć i ze mną normalnie porozmawiać. Chce wiedzieć gdzie wciągnęło mojego kumpla.
-Pogadać możemy, ale ich ściągną nie mogę. Są naturalne...
-Dobra, dobra. Chodzi idziemy na kawę. Ja stawiam.

Wiec poszliśmy. Wtedy dowiedziałem się prawdy. Marek został porwany w bardzo brutalny sposób. Nie opowiedział oczywiście w jaki ale łatwo się domyślać. Młody, atrakcyjny chłopak...
Kurde! Znowu tak o nim myślę. Idę na leczenie, nie ma co.
-I wtedy on mnie ugryzł i zmieniłem się w TO.
-Czyli w co?
-Jesteś głupi czy ślepy? Jestem wampirem czy mi się to podoba czy nie. Co tydzień musze na kogoś napad żeby się posilić.
-Ale w słoneczny dzień. możesz chodzić z tego co zauważyłem.
-Ty naprawdę jesteś głupi. Wierzysz we wszystkie zabobony nas dotyczące. Daj mi swój krzyżyk. Wiem ze go masz, zawsze. Udowodnię ci jak bardzo się mylisz.
Każdy wie ze święte przedmioty ranią wampiry. A ten wisiorek był poświecony.
-Masz, ale jak się roztopi to cię zabije.
Wziął go ostrożnie do ręki ale nic się nie stało.
-Widzisz?
-Widzę ze bujasz.
Nagle jego twarz znalazła się stanowczo za blisko mnie.
-Chcesz mogę ci dać władze, mogę dąć ci nieśmiertelność. Tylko jedne małe ugryzienie. Wcale tak bardzo nie boli. Potem będziesz miał wszystko. Tak jak ja teraz.
-Wiesz dzięki ale nie. Możesz się trochę odsunąć?
-Tak bardzo przeszkadza ci moje towarzystwo?- Zaczął bawić się moimi włosami.
- Dlaczego to robisz?
-Bo lubię cię drażnic. Chodź odprowadzę cię do domu i już nie będziemy o tym wspominać.
-No ok.
-Artur wiesz ze wampiry są bardzo szybkie.- odezwał się dopiero jak byliśmy pod moim domem.
-Taa? I co z tego?


Wtedy wlanie mnie ugryzł. Poczułem jak krew cieknie mi po szyji. Słyszałem jego oddech.
-Dlaczego...
Straciłem przytomność.
-Ty tępy $%#&@!! Czemuś  to zrobił?!
-Widzę Arturku, ze się już obudziłeś. Na twoim miejscu uważałabym na słowa.
-Mama? Co ty tu robisz?- rozejrzałem się po pomieszczeniu- Co ja tu robię? Co się stało?


Głowa bolała mnie nieziemsko. Rana na szyji piekła okropnie. Zabije gnoja...
-Zacznijmy od tego, ze spałeś ponad tydzień.
-Jak to- spałem
-Byłeś w śpiączce jeśli to określenie bardziej ci odpowiada. Ktoś cię napadł jak byłeś już pod domem. 
-Gdzie on jest?
-Ale kto?
-No ten, który mi to zrobił. Chce się odwdzięczyć.

Spróbowałem wstać ale upadłem.
-Siedź! Niestety zbiegł. Dzięki Bogu był tam twój kolega. To on cię tu wniósł. Powinieneś mu podziękować jak tylko –poczujesz się lepiej/
-Taa? A kto to był? Przedstawił się chociaż?
Doskonale wiedziałem kto to był. Tylko on mógł opowiedzieć bajeczkę o napadzie.
-Nazywał się Marek. Powiedział, ze dawno się nie widzieliście i postanowił cię odwiedzić. Wtedy zobaczył jak leżysz przed domem i pomógł cię wnieść. Był taki przerażony, że aż zbladł.

Zbladł! A to dobre! Jak ja go dorwę to mu kości poprzetrącam.
-Artur, jedna rzecz niepokoiła lekarza. Dlaczego masz takie dziwne ślady na szyji?
-Oddałem krew. I nie patrz tak na mnie. Teraz pobiera się krew z innych miejsc niż ręka.
W sumie to była prawda. Najpierw musze dojść do siebie a potem go znajdę.
-To ja pójdę zrobić herbatę. A ty tu leż.

Jak tylko usłyszałem, ze weszła do kuchni wylazłem z łóżka i próbowałem zejść po schodach.
-Kurde, nawet po pijaku jest łatwiej...
mruknąłem do siebie. Strasznie mi się chciało pić. Ale dlaczego? W połowie drogi zrobiło mi się słabo ale szedłem mimo wszystko. Nie było czasu do stracenia. Ciągle myślałem o tym jaki jestem na niego zły. Z drugiej strony on wybrał mnie, żeby się posilić. Albo zrobił mi nie tylko te dwa ślady.
-Jeśli mnie zmieniłeś, nigdy ci tego nie wybaczę- powiedziałem do pustki.

-Co ty tu robisz? Miałeś być w łóżku
-Przyszedłem po telefon. Chce mu podziękować.
-Przecież leży na szafce obok łóżka.

Poczłapałem się z powrotem. Już miałem otwierać ale cos mnie zaniepokoiło.
-OK., wiem ze tam jesteś. Nie wiem jak się dostałeś do mojego domu ale jeśli zaraz nie otworzysz to oberwiesz i to solidnie.


Właśnie teraz zauważyłem ze jestem w samych bokserkach. Na sama myśl o tym ze on mnie tak zobaczy zarumieniłem się.
Artur debilu jeden! Tyle razy przebieraliście się na w-fie a ty się rumienisz? Z drugiej strony jestem u siebie na chacie wiec mogę chodzić jak mi się żywnie podoba! Ha!

Bez głębszego zastanowienia otworzyłem drzwi do pokoju. Na krześle przy łóżku siedział Marek. Gdy wchodziłem odwrócił do mnie twarz.

-Widzę ze już ci lepiej. To dobrze, cieszy mnie to. Ja leżałem zemdlony ponad dwa tygodnie. Może dlatego ze jesteś o rok starszy ode mnie?

Delikatnie wstał i podszedł do mnie.
-Co mi zrobiłeś? I dlaczego. Przecież nie odpowiedziałem. Chciałem się nad tym zastanowić a ty na mnie napadłeś.
-Nie napadłem. Po prostu nie mogłem się oprzeć twojej pięknej szyji.

Podszedł bliżej i znowu zaczął bawić się moimi włosami.
-Co.. co ty robisz zboczeńcu jeden!- zarumieniłem się jeszcze bardziej, To było takie krępujące...

-Zrobiłem ci coś. Fakt bez twojej zgody ale jak widzę nie miało to negatywnych wpływów na ciebie. Inni wzięci siłą nie mieli potem własnej woli. Stali się niewolnikami. Może to tez sprawa twojego wieku?
-Odwal się! I co z tego ze jestem starszy? Wiesz dobrze ze nie zostałem w klasie tylko wyjechałem i przerwałem na rok naukę. Takie to trudne do zrozumienia?
-Nie złość się tak. Złość piękności szkodzi- roześmiał się.

Nie chciałem o tym myśleć ale to jakoś samo pojawiło się w głowie. Tak ślicznie wygląda kiedy się śmieje....

--Wiec po co to zrobiłeś? Po zmieniłeś mnie w podobnego sobie? Tak bardzo mnie kochasz ze nie umiałeś sobie wyobrazić wieczności be zemnie.
Nie wiedziałem skąd wzięły się te myśli. Nie zastanowiłem się nawet nad tym co mowie.

-A co będzie jeśli powiem: tak?
Znowu zbliżył się do mnie. Tym razem jego spojrzenie padło na ślady po ugryzieniach.
-Boli? Nie chciałem zadać ci bólu...

Nie odpowiedziałem. Dalej byłem w szoku. To jedno słowo przewróciło moje życie. Hej! On powiedział co by było gdyby odpowiedział tak! 

-Artur... Ja zmieniłem cię bo jesteś mi potrzebny...
Zauważyłem ze się rumieni.
-Niby po co? Do rządzenia światem? Czy może jako twój osobisty sex slave?
Byłem zły. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć jeśli padnie któreś z tych pytań. Podświadomie wiedziałem ze jedno z nich padnie. Jak długo jeszcze wytrzymam zanim mu przyłożę. Czy on nie kłamie? Tyle rzeczy działo się w mojej głowie. Chciałem żnąc odpowiedz mimo wszystko się jej bałem.

-Odpowiadaj! Nie udawaj już niewiniątka! To wszystko twoja wina. Byłeś na tyle głupi żeby dać się porwać i ugryźć! Teraz jesteś wampirem i co? Szukasz kolejnych ofiar żeby się zemścić za to ze ktoś cię zgwałcił? 
-Nie rozumiesz...- Marek trząsł się. Wiedziałem ze nie powinienem się na niego tak drzeć ale nie mogłem się powstrzymać.
-Masz racje nie rozumiem. Mogłeś się jakoś skontaktować ze mną z kim kolwiek! Na pewno przyszedł bym ci z pomocą.

Odetchnąłem. Musiałem mu to powiedzieć. Tak bardzo się wtedy o niego martwiłem...

Marek wziął głęboki wdech.
-Artur... Zrobiłem to dla ciebie. Ja... Ja cię kocham.

W tym momencie nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz.
-Artur...-odezwał się po chwili.- Ja... nie kłamie! Ja naprawdę cię...
-Wyjdź!!
-Ale ...
-Nie ma żadnego ale. Wynos się stad zanim cię zabije!
-Jak chcesz. Wrócę jak się trochę uspokoisz.
-Wynos się w końcu! Nie chce cię więcej widzieć


Zniknął. Nawet nie zastanawiałem się jak to zrobił. Osunąłem się na podłogę. Udało mi się jakoś usiąść pod drzwiami skutecznie je barykadując. Ukryłem twarz w dłoniach. Poczułem jak po policzkach spływają mi łzy. Dlaczego? Dlaczego tak reaguje? Jak on śmiał!? Miał czelność powiedzieć cos takiego! Jak ja go nienawidzę! Nienawidzę z całego serca. Nie! Cos we mnie jakaś mała cząstka mówiła mi, ze nie mogę być na niego zły. Nie rozumiałem tego. Dowiedziałem się tylu rzeczy, Mój przyjaciel woli chłopców w dodatku jego wybrakiem zostałem ja. Przecież ja kocham inna. Chociaż z drugiej strony jego mina kiedy to mówił była taka słodka. Może nie powinienem od razu tak na niego wyskakiwać. Za jakiś czas może się do niego odezwa.

Nagle zrobiło mi się słabo. Potrzebowałem krwi. Nie wiedziałem jednak nic o tym jak mam dobierać ofiarę. Ile mogę wypić żeby nie zrobić nikomu krzywdy. Mogłem poczekać aż mi to powie. Będę musiał sobie jakoś poradzić. Najwyżej zdechnę z głodu.

-Artur jak się czujesz?- zapytała moja mama próbując wejść do pokoju.- Otwórz. Musisz cos zjeść i napić się czegoś ciepłego.
-Nie teraz. Musze przemyśleć wiele rzeczy. Do końca roku nie będę chodził do szkoły.
-Zabawne ze o tym wspominasz. Lekarz powiedział ze masz się nie przemęczać szczególnie jeśli chodzi o wysiłek umysłowy.
-To teraz zostaw mnie samego....



Minęło kilka dni. Byłem bardzo spragniony ale duma mężczyzny nie pozwalała mi odezwać się do niego. Po prostu nie umiałem i nie chciałem znowu usłyszeć jego głosu. Przez te kilka dni myślałem tylko o tym co mi powiedział. Może rzeczywiście nie kłamał? Nie wyglądało na to. Znamy się tylko kilka lat a jednak... Ale on był mi obojętny! Chociaż coraz częściej zauważałem jego uśmiech, jego zły humor... Nawet moja ukochana przestawała mi się podobać. Skoro to było uczucie jednostronne to może lepiej o niej zapomnieć? Znowu miałem tyle pytań na które nikt nie mógł mi odpowiedzieć.

-Artur! Jakąś paczka do ciebie. Zamawiałeś cos?
-Nie mamo. Już po nią idę.

Okazało się ze dostałem duże pudlo. Nie było jednak nadawcy. Wiedziałem od kogo jest ta paczka. Jego zapach unosił się w całym pokoju od czasu przyniesienia kartonu do pokoju.
-Po co mi to wysłałeś? Co tam może być?
Pytałem sam siebie nie oczekując odpowiedzi. Chciałem ja otworzyć z czystej ciekawości z drugiej strony znowu odzywała się moja duma. Ciekawość jednak zwyciężyła. Rozdarłem papier. To co tam znalazłem bardzo mnie zdziwiło. Była tam mała fiolka z ciemnego szkła z jakimś płynem w środku, kilka kartek zapisanych pismem Marka i pełno czerwonych róź. Złapałem za pierwsza kartkę chcąc dowiedzieć się dlaczego dostałem ten nietypowy prezent.

Jeśli to czytasz znaczy się ze już się na mnie nie gniewasz- Akurat! Przecież wie jaki jestem ciekawski- Wiem ze nie posilałeś się od jakiegoś czasu ponieważ nie wiesz jak to zrobić. Dlatego przesyłam Ci fiolkę mojej krwi. Tak to się powinno odbywać. Ponieważ ja Cię zmieniłem musisz się jej napić inaczej nie będziesz umiał przyswoić żadnej innej krwi czy byś tego chciał czy nie. Wiem ze to będzie dla Ciebie trudny krok. Ja tez przez to przechodziłem. Nie jest takie złe jakie się wydaje. Przepraszam ze tak na Ciebie napadłem z moim wyznaniem. Proszę odezwij się jak tylko poczujesz ze to odpowiednia chwila.
Kocham Cię
Marek.


Przeczytałem to jeszcze kilka razy. Po czym zdecydowałem się napić. To było silniejsze ode mnie. Nie spodziewałem się ze będzie tak dobrze smakować. O dziwo krew była jeszcze ciepła. Po chwili poczułem cos niepokojącego. Jakby szarpniecie w okolicach klatki piersiowej. Znowu strąciłem przytomność...


Kiedy się obudziłem było już ciemno. Czułem się dobrze. Znowu zacząłem się zastanawiać nad jego wyznaniem i doszedłem do wniosku ze nie mogę być taki oziębły. W końcu to mój przyjaciel. Mam nadzieje ze nie będzie za późno. Podszedłem do łóżka, wziąłem telefon i napisałem do niego sms'a

Musimy się spotkać i pogadać. Czekam na szybka odpowiedz.

Po dziesięciu minutach zmaterializował się w moim pokoju.
-Nie pytam jak to zrobiłeś bo mnie to nie obchodzi.
-Wiec przemyślałeś sobie cala sprawę. I do jakich wniosków doszedłeś?
-Do takich ze mimo ze jesteś zboczony to dalej jesteś moim przyjacielem. Chciałem cię tez przeprosić za to co powiedziałem. Byłem zaszokowany.
-Nic się nie stało.

Podszedł bliżej.
-Artur pragnę twojego ciała. Potrzebuje twojego ciepła. Potrzebuje ciebie.
-Nie zbijaj się.- widząc jego minę dodałem- Musze to jeszcze do końca przemyśleć.

Milczał. Nagle zrobiło mi się go żal. Serce zaczęło mi szybciej bić. Dlaczego, dlaczego kiedy go widzę mam ochotę krzyczeć. Dlaczego mam tez ochotę żeby się wtulić w jego silne ramiona. Jak we śnie podeszlem do niego i objąłem go. Poczułem fale gorąca.
-Nie chciałem tego mówić ale jeśli dalej chcesz możemy spróbować. Mamy cala wieczność.

Jego zapach i ciepło jego ciała sprawiły ze czułem się dobrze.
-Artur kocham cię.
-Oczywiście, ze chce.- odwzajemnil uscisk – Balem się, że nigdy nie będziesz chcial...

Zaczal mnie calowac po szyji. Jezykiem dotknal blizny po ugryzieniu. Wiedzialem, ze nic już nie zdola powstrzymac tego aktu. Może nie będzie tak zle...

Nagle odezwal się dzwonek do drzwi. Nie obchodzilo mnie to. W koncu na dole była mama wiec mogla otworzyc.
-Arur, do ciebie. Jakas kolezanka z klasy.
Wiedzialem ze to ona. Nasza przewodniczaca. Wiedzialem tez, ze musze zejsc. Popatrzylem Markowi w oczy. Przepraszam, wyszeptalem, wyzwolilem się z jego uscisku i pobieglem na dwor.

-Czesc- powiedzialem bez radosci w glosie- Co cie tu sprowadza?
-Przyszlam żeby dac ci materialy do nauki na egzaminy. Chociaz nie sa ci potrzebne. Z powodu twojego wypadku- mam nadzieje ze czujesz się lepiej- Zawsze jak miala być oficjalna mowila jakby czytala z kartki. Matko jak to denerwowalo!- zostales przepuszczony do nastepnej klasy bez pisania egzaminow. Powinenes się cieszyc. Możesz sobie odpoczac...
W jej oczach zauwazylem smutek.
-Gosia, powiedz co się stalo? Wygladasz na smutna.- Doskonale wiedzialem co się stalo. Wszystko to przez tego chlopaka, który siedzi teraz u mnie w pokoju i czeka az wroce.
-Wiesz, ze podczas twojej nieobecnosci Marek zostal uznany za zmarlego...- spuscila glowe.
-Jak to za zmarlego?- No tak! Przeciez nie powiedzial, ze wraca do domu. Teraz naprawde jestem na niego zly!
-Ale ja wierze, ze zyje.- spojzala na zegarek- O Boze jak już pozno! Musze już isc. Do zobaczenia.
-Gosia poczekaj. Musze ci cos powiedziec- nie moglem już dluzej wytrzymac. Musialem jej to powiedziec. Pozniej może nie być okazji.- Wiem ze go kochalas i ze kochasz go nadal.
-O.. O kim ty mowisz?
-Nie udawaj glupiej! Dobrze wiemy ze kochasz Marka. Zawsze go kochalas. Chodzilas za nim żeby się uczyl, martwilas się kiedy go nie było wszkole. Mam dalej wymieniac? Zawsze interesowalas się tylko nim, nie potrafilas jednak zauwazyc, ze ciebie kocha kto inny. Wolalas zyc ze swaidomoscia ze on znajdzie sobie kogos innego i bylabys zadowolona ze on jest szczesliwy.- Ciezko było mi mowic cos takiego. Byłem pewien ze ja to zaboli.Ale musialem. Po prostu musialem.
-Ktos mnie kocha? Nie zartuj sobie! Spojz na mnie! Kto by pokochal takie cos jak ja?
-Ja- zblizylem się do niej- Ja cie kocham. Nie chcialem wczesniej tego mowic bo wiedzialem, ze mimo wszystko bylas szczesliwa.- delikatnie ja przytulilem- Teraz kiedy go nie ma moglem ci się wyspowiadac.
Stala tak w moich objeciach, wpatrzona w pustke. Musialo to dziwnie wygladac. Z powodu bardzo cieplej wiosny stalem tam tylko w spodenkach.
-Artur czy to co masz na szyji to malinka?- powiedziala, patrzac tym pustym wzrokiem
-Nie to slady po ugryzieniu. Widzisz? –usmiechnolem się ukazujac kly. Nie było sensu żeby ja oklamywac.- zostalem zmienionu w wampira.
-Ha ha. Bardzo smieszne- zasmiala się nerwowo- Dzieki za twoja szczerosc ale musze już isc. Czesc.
-Chce zebys wiedziala, ze niedlugo tez znikne. Tak jak Marek dlatego ci to wszystko powiedzialem.
Zatrzymala się.
-Mowi się trudno i idzie się dalej- I pobiegla. Na ziemie padlo kilka jej lez.

Marak zmaterializowal się przy mnie.
-Zanim cos powiesz na ten temat powiedz jak to robisz?
-Wystarczy skupic się na miejscu w którym chcesz się znalesc i już.
Stalismy tak chwile w koncu się odezwal.

-Ona nie dozyje poniedzialku- powiedzial bez zadnych emocji.
-Wiem. Zaczekaj przeciez jutro jest poniedziałek!
-Wlasnie dlatego ci to mowie. Tego było dla niej za duzo. Najpierw moje znikniecie, twoje wyznanie a na koncu zapowiedz twojego odejscia. Jest silna dziewczyna ale po prostu tego było już za duzo.

Nie wiedzialem co odpowiedziec. Jeśli Gosia sobie cos zrobi będę ja miał na sumieniu przez cala wiecznosc! Poczulem jak jego reka wsuwa się pod moja.

-Chodz. Mamy cos do dokonczenia- powiedzial slodko.
-Jak możesz myslec o takich rzeczach kiedy ona ma zamiar umrzec!
-Wlasnie dlatego. Chce o tym zapomniec.

Wspolnie poszlismy do mojego pokoju. Po drodze powiedzialem mamie żeby mi nie przeszkadzala bo jestem zmeczony i chce już isc spac.
-Teraz już nic nam nie przeszkodzi- powiedział z uśmiechem zamykając drzwi na klucz.

Stałem jak wmurowany w podłogę. Nie wiedziałem jak się zachować. Nigdy nie miałem dziewczyny bo jakoś nie miałem czasu. Dlatego nie mam doświadczenia w tych sprawach. Pyzatym kochałem inna u której nie miałem szans...
Mięliśmy spróbować. Miałem się przekonać czy będzie mi się podobać. Już mi się to nie podobało. Jego uśmiech tak słodki w tej chwili wydawał mi się tak okropny. Wszystko w moim ciele wołało: On cię zaraz weźmie. Jak to nie będzie bolało to będzie cud!
Załamany usiadłem na łóżku. Co będzie to będzie, pomyślałem. W jego oczach widziałem rządzę. Gdy tak siedziałem powoli do mnie podszedł. Przyglądał mi się z uwaga. Po chwili oparł jedna rękę na moim ramieniu.

-Zaufaj mi- powiedział po czym pchnął mnie na łóżko. Zaczął się rozbierać. Zamknąłem oczy, nie chciałem tego oglądać. Otworzyłem je dopiero gdy poczułem ciepło pocałunku na czole. Tak zaczynając posuwał się niżej. Całując mnie omijał usta. Robił mi małe malinki, przygryzał kłami. Kiedy zjechał w okolice pępka zatrzymał się. Spojrzał w moje oczy w pocałował mnie w usta. Na początku opierałem się, niestety nie dostatecznie długo. Byłem biorca pocałunków, pieszczot gdyż nie miałem odwagi i doświadczenia.
Niw zauważyłem kiedy podczas naszych igraszek zrobiło mi się ciasno w spodenkach, które na mnie zostawił. Byłem na siebie zły. Wstyd mi było ze pieszczoty jakie serwował mi mój najlepszy kolega mogą mnie aż tak podniecić. Miałem cicha nadzieje ze tego nie zauważy. Niestety przeliczyłem się.
-Jednak ci się podoba- znowu uraczy mnie uśmiechem. -Zaraz będzie ci o wiele lepiej.

Szybkim ruchem zdarł ze mnie ostatnia cześć garderoby. Próbowałem się jakoś zasłonić jednak jego silna ręka skutecznie mi to uniemożliwiła. Poczułem jak druga ręka wodzi po moim kroczu. Starałem się nie pisnąć z przyjemności. Rytmicznie poruszał ręka co rusz przyspieszając i zwalniając. Powoli doprowadzało mnie to do szalu. Wyrwałem się z jego uścisku ale nie próbowałem go odpędzić. Zasłoniłem dłonią usta by nie było słychać stęknięć. Gdy już uznał ze już koniec tej zabawy delikatnie polizał mnie po czubku przyrodzenia. To było bardzo dziwne uczucie... Czując się pewniej włożył go całego do ust. Podczas tej czynności wprowadził we mnie jeden palec. Zamarłem. Znowu poczułem się podejrzanie dobrze. Czerpałem z tego przyjemność. Nieświadomie poruszałem biodrami. Widząc moja śmiałość Marek dołączył drugi palec. Miało to na celu zmniejszyć ból. Czując ze jestem już blisko zacząłem poruszać się szybciej. W końcu doszedłem, z mojego gardła wydobył się zduszony krzyk. Przymrożonymi oczami spojrzałem na niego. Uśmiechał się promiennie.

-Artur, ufasz mi? -zapytał.
Nie miałem siły żeby odpowiedzieć wiec kiwnąłem tylko głowa. Wiedziałem co teraz nastąpi ale już nie czułem się stepowany tak jak wcześniej.
-Może trochę bolec ale to szybko przejdzie.

Mówiąc to wszedł we mnie. Krzyknąłem ochrypłym głosem. Ból był nie do opisania. Jakby cos rozrywało mnie od środka. Tym czasem Marek delikatnie się we mnie poruszał. Widać ze jemu to sprawia więcej przyjemności...


Jakiś czas później ból mina całkowicie. I ja czerpałem przyjemność z jego coraz szybszych ruchów. Jego pieszczoty zaczęły być bardziej chaotyczne. Spokojny oddech zmienił się w łapanie powietrza przy każdym ruchu. W pewnym momencie podciągną mnie bliżej siebie, wchodząc w moje ciało głębiej, podniósł mnie i usadził sobie na biodrach. Jęknąłem, jednak nie do końca przestało bolec... Przymrożonymi z rozkoszy oczami spojrzałem na niego pytająco. Rękami objąłem jego kark. Widziałem ze jest zmęczony dlatego zmieni pozycje, pozwalając mi na więcej śmiałości. Spełniłem jego nie wypowiedziana prośbę. Wtulił się w moje spocone ciało. Nie rozumiałem dlaczego chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie. Nie kochałem go to oczywiste ale z nim czułem się doskonale...

Znowu poczułem ta dziwna fale gorąca w okolicach podbrzusza.
-Artur kocham cię najmocniej jak się da!!- z tymi słowami na ustach doszedł. Po chwili dołączyłem do niego.


Opadliśmy ciężko na łóżko. Błogosławiłem wszystkie te naoliwione sprężyny. Leżeliśmy tak jakiś czas. Czułem ciepło jego ciała, jego zapach....

.................................................................................................................


Miesiąc po moim pierwszym razie wyprowadziłem się z domu. Zamieszkałem z Markiem w domu jaki pozostawił mu stary wampir, sprawca tego wszystkiego. Gdy już się przyzwyczaiłem do tej nietypowej sytuacji zapytał mnie tym swoim słodkim głosem.
-Wiesz dlaczego cię wybrałem?
-Bo jesteś zboczony?- głowa dalej mnie bolała po wczorajszej imprezie... Nie byłem zdolny na choćby odrobinę czułości. Dzisiaj minął równy miesiąc od śmierci Gosi. Tak jak myśleliśmy tego było dla niej za dużo. Bardzo mi jej brakowało.
-To tez. Wybrałem cię bo cię kocham.
-Stary powtarzasz się- nie mogłem przestać myśleć o zmarłej ukochanej.
-Dasz mi skończyć? Dziękuję. Kocham cię od pierwszej chwili w której cię ujrzałem. Cały czas myślałem jakby było dobrze gdybyś znal moje uczucia. Jednak zawsze brakowało mi odwagi. Dlatego teraz zapytam. Było ci ze mną dobrze, wtedy za pierwszym razem.

Nie miałem ochoty na lutnie i na jakieś tam kłamstwa.
-Tak było mi dobrze.
-Czy będziesz ze mną przez cala wieczność?- zapytał z blaskiem w oczach.
Wiedziałem ze prędzej czy później padnie to pytanie.
-Wiesz ze cię nie kocham. Doskonale tez wiesz ze dalej ja pamiętam. Ale ja wiem ze ty już dawno podjąłeś decyzje za nas obu. Niech to będzie moja odpowiedz.
Rzucił się na mnie i zaczął mnie całować.
-Złaź!!! Źle się czuje.
-Poczekam aż ci przejdzie, kochany.
Z tymi słowami pocałował mnie w czubek nosa.
-Zboczuch...-powiedziałem tym razem bez gniewu.



100 lat później


-Co tam robisz?- zapytał Marek Artura zaglądając mu przez ramie
-Nie twoja sprawa. Spadaj- Odpowiedział zakrywając rękami opasły tom.
-Nie to nie. Meczysz się z tym czymś już kilka dni. Chciałem tylko pomoc- odpowiedział zawiedzony Marek
-Zobaczysz za jakiś czas.

Artur wrócił do pracy. Zostało mu jeszcze kilka linijek do napisania. Był dumny ze swojego dzieła. W końcu za tydzień będzie ich setna rocznica. Tego dnia będzie tez rocznica jej śmierci. Od stu lat opiekowali się jej grobem. Grobem dziewczyny, która kochała i była kochana. Na jej nieszczęście obaj byli teraz ze sobą. Mimo długiego stażu Artur nigdy nie powiedział temu drugiemu ze go kocha. Obaj byli wampirami co dało im długowieczność i młody wygląd. Ograniczyli pice krwi do dwóch razy w miesiącu. To wystarczyło żeby nie wzbudzić podejrzeń. Było im ciężko. Mimo ze dawno wyprowadzili się z rodzinnego miasta dostawali wiadomości o śmierci ich przyjaciół. Za młodu Marek został uznany za zmarłego. Jedyna osoba która wiedziała ze jest inaczej był Artur.


Kilka godzin później Artur zamkną książkę i wybrał się do sklepu. Podśpiewując pod nosem, kupił kilka pięknych zniczy.
-Kwiaty kupie później- pomyślał.
Wrócił do domu i spędził noc z kochającym go mężczyzną. Jak zawsze było cudownie.

Następnego dnia Marek poszedł do pracy. Nie było to dziwne. W końcu musieli się z czegoś utrzymywać. W tym czasie Arczi- jak go pieszczotliwie nazywał kochanek wyruszył na cmentarz zatrzymał się przy pomniku oddalonym od innych grobów. Na jego życzenie został on przeniesiony, żeby uczcić pamięć o zmarłej. Zawsze płonęły tam świece, w wazonie stały piękne, świeże kwiaty.
-Cześć kochana- powiedział do nagrobka- To już jutro. Podwójna rocznica. Jak ci wcześniej opowiadałem na ta specjalna okazje sam zrobiłem dla niego prezent. Chcesz zobaczyć?- z torby wyciągnął wielka księgę.- To jest nasza kronika. Kilkadziesiąt kartek jest poświecone tobie. Są tam twoje piękne zdjęcia. Jest nawet dedykacja- pokazał palcem na piękny napis- Widzisz o tutaj.
Przysiadł na ławeczce koło grobu i zaczął płakać.
-Jak mogłaś być taka głupia! Tak bardzo go kochałaś ze nie dopuszczałaś do siebie myśli ze ktoś inny cię kocha.- wytarł nos w chusteczkę.- Jak ja cię kochałem. Teraz jednak kocham kogoś innego.
Zanim odszedł zapalił znicze i położył dwie czerwone róże na grobie Gosi zmarłej przed laty z miłości do Marka.

Zawsze do niej przychodził gdy cos go męczyło. Lub gdy po prostu chciał z nią porozmawiać.


Kiedy wrócił do domu zobaczył przed drzwiami róże i liścik.
-Wiec chcesz zacząć świętować już dzisiaj- uśmiechnął się do siebie.
Nagle Marek na niego wyskoczył. Złapał go w pól i przeniósł przez próg jak pannę młodą.
-Puść mnie wariacie- krzyczał Artur.
-Nie. Dzisiaj powtórzymy nasza pierwsza wspólna noc.
Zaniósł go prosto do sypialni. Kochali się długo. Po tylu latach znali doskonale swojego partnera i wiedzieli jakimi pieszczotami sprawić mu przyjemność.
Gdy tak leżeli odpoczywając Marek odezwał się pierwszy.
-Arczi kocham cię.
-Wiem- nie mógł się doczekać reakcji młodszego wampira na prezent- Chcesz dostać swoja niespodziankę już dzisiaj czy dopiero jutro?
-Dzisiaj!!- powiedział błagalnym głosem. Zawsze jak cos chciał zachowywał się jak dziecko.- W końcu jutro idziemy na cmentarz...
-Jest w mojej torbie. Mam nadzieje ze ci się spodoba.
Wyskoczył z łóżka i pobiegł do korytarza gdzie rzucił torbę ukochanego.
Po chwili dołączył do niego Artur. Marek siedział na podłodze z księga na kolanach. Płakał. Ale były to łzy szczęścia.
-Zrobiłeś to dla mnie?- zapytał przez łzy
-No a niby dla kogo- usiadł koło niego- Kocham cię ty zboczony idioto.- przytulił go delikatnie.


Następnego dnia udali się na cmentarz. Najpierw odwiedzili groby swoich bliskich później podeszli do samotnego pomnika.
-Cześć Gosia, to znowu ja. Wybacz ze cię tak często niepokoje- powiedział Artur.
-Znowu rozmawiasz z grobem? Wiesz ze po niej już nic nie zostało?
-Zostało. Nasza pamięć.- zwrócił się do grobu- wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy śmierci!
Ułożył piękny bukiet złożony z Róź i orchidei. Wiedział jakie kwiaty lubiła za życia...
-Gosia... Zawsze cię lubiłem. Pomagałaś mi kiedy tylko mogłaś. Często wpadałaś prze to w niemałe kłopoty. Kochałaś mnie całym sercem ale w moim sercu był tylko on. Zawsze będziesz moja najlepsza przyjaciółka.- odezwał się Marek zapalając znicz.- Ja tez przyniosłem ci prezent.

Wyciągnął z plecaka srebrną tabliczkę. Napis na niej głosił:

Tu spoczywa kobieta, kochająca Marka, kochana przez Artura.
Zmarła z miłości. Oby trafiła do lepszego świata.

Artur zapalił papierosa. To był jedyny nałóg jaki udało mu się u siebie wykształcić.
-Chodźmy już. Im dłużej tu stoję tym bardziej chce mi się płakać.
-No to chodźmy. Kolejna taka rocznica dopiero za 100 lat.
-Taaa

Wrócili do domu. Pamiętając o dziewczynie zmarłej z miłości. Marek czytał księgę napisana przez ukochanego. Były to wszystkie ich dobre wspomnienia oraz opis ich pierwszego razu. Czy żyją dalej? Czy są ze sobą? Czy maja się dobrze? Czy zapomnieli? Nie wiem. Te cześć książki musicie już sami dopisać.

KONIEC

Trochę długawe, wiem...


Pisarz jest jak kurczak w pomarańczach. Za dużo słodyczy psuje potrawę.

Offline

 
  • Index
  •  » Inne
  •  » Gdy miłość poklazuję kły.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.polishbanditcrew.pun.pl www.zspgodzianow.pun.pl www.raiders-l2.pun.pl www.nl2-godmt2.pun.pl www.wwe4evers.pun.pl